IMM 2005 opis

Wszelkie sprawy dotyczące zlotów, spotkań i innych ustaleń istotnych dla naszej MINI społeczności.

Moderator: flapjck1

august

IMM 2005 opis

Post autor: august »

Witam i pozdrawiam Was i Wasze Miniaki!
Krótko o IMM 2005 – było super. Może jednak rozwinę trochę, a resztę dopiszą pewnie inni uczestnicy. Wyjazd w tak długą trasę zawsze wiąże się z pewnymi obawami, chodzi oczywiście o sprawy techniczne i czy nasze staruszki wytrzymają trudy 5tys km. Ja wyjechałem wcześniej, w poniedziałek, zaraz po odebraniu Mjiniaka po kapitalnym remoncie silnika – pierwsze kilometry w celu dotarcia silnika były również kilometrami w kierunku Hiszpanii. Temperatura powyżej 30oC, była zbyt wysoka i zaczął się grzać silnik, jechałem więc z włączonym ogrzewaniem, bez butów dla ochłody z prędkością 112km/h na odcinku z dozwoloną 60-ką – tak dokładnie zrelacjonował mi Pan policjant, który zobaczywszy mnie bez butów okazał dużo zrozumienia i wymiar kary dość łagodny. Ten dzień nie był zbyt udany i po złym wyborze drogi (zamiast na Wrocław pojechałem do Częstochowy – patrzyłem na wskaźniki, a tylko czasami na drogę), straciłem elektrykę, co przy ciemnościach i deszczu nie było zbyt radosnym doznaniem. Na szczęście okazało się, że wybór drogi na Wrocław byłby jeszcze gorsz ze względu na wichurę i zwalone drzewa na ulicę. Następny dzień spędziłem na poszukiwaniu elektryka - nigdy nie dajcie w ręce swojego Mini gościowi, który rozpoczyna gadkę od tego, że musi sprawdzić, czy ma części itp. Nauczony doświadczeniem wcześniejszych spotkań z takimi fachowcami, poprosiłem taksówkarza, żeby zaciągnął mnie gdzie indziej – strzał w 10-kę – super gość naprawił mi elektrykę (alternator + zwarcie na kablach) i ruszyłem w drogę. Spanie na stacji w Niemczech i dalej w drogę. Spanie w Hiszpanii i dalej w drogę – przedpołudnie w czwartek leżałem już na plaży – ze dwie godziny, bo pojawił się Rogal, który przyleciał z Anglii samolotem i rozpoczął się zlot. Hiszpanie – organizatorzy zlotu, gdy spotkali nas i porozmawialiśmy z nimi, że miejsce na namioty dla naszego Klubu jest dość odległe i przy ogrodzeniu, zaproponowali nam centralne miejsce na campingu w obrębie ich terenu. Wieczorem dojechała ekipa pozostałych Mini z kierowcami Jagodą, Luką, Rudolfem i Marcinem. Pierwsza noc była dopiero rozgrzewką przed prawdziwymi atrakcjami zlotu, który oficjalnie miał rozpocząć się w piątek. Poranek piątkowy rozpoczął się dość wcześnie – słoneczko nie pozwoliło zbyt długo pospać, ale nie na spanie jedzie się na zlot trwający trzy dni. Jedynie Dawid potrafi spać w każdych warunkach, więc udało mu się zrelaksować dłużej. Leniwie mijały godziny w gorących promieniach słońca, co nie oznacza, że było nudno – oczekiwaliśmy na pozostałych członków ekipy MKP – nowe Mini + samochód sponsorowany przez firmę wraz z gadżetami do rozdawania – w tym samochodzie Asia, Marek i Adam.
Pojawili się przed wieczorem i powstało stoisko MKP promujące zlot w Polsce. Wyposażenie stoiska imponujące – brawo dla Jacka, bo to chyba jego zasługa. Oprócz setek krówek, budziki, czapeczki, kubki, latawce, koszulki i długopisy oraz piłki dmuchane. Asia, Adam i Iwona (od sponsora) dzielnie zachęcali do odwiedzenia naszego IMM. Pod wieczór było otwarcie zlotu. Tu również nie zabrakło naszego dużego akcentu. Z flagami Polski opanowaliśmy parkiet, a buty Jagody bardzo podpasowały jako kastaniety i mogłem obcasami wystukiwać skoczne rytmy (oczywiście trzymałem je, a nie nosiłem – inny numer buta). Niestety część ekipy spała 50km od IMM i nie uczestniczyła w wieczornych zabawach, ale i tak było nas pełno wszędzie i zjednywaliśmy sobie nowych znajomych. Godzina 3.00 – czas spać. Rogal zapowiada występ w zawodach pływackich w sobotę o 9.00 – zobaczymy…
Sobota, 8.00 i tak nie da się spać więc z Luką dołączamy do Rogala aby wziąć udział w zawodach. Okazuje się, że oprócz trzech twardzieli z Polski stawił się jeszcze tylko jeden zawodnik – mamy szanse!!! Dwa baseny na plecach, dwa kraulem, dwa żabkę i dwa delfinem – mamy mało czasu do spotkania Prezydentów Klubów – proponujemy zgodnie, aby przepłynąć to wszystko bez przerwy. Organizatorzy nie dowierzają nam i proponują krótkie przerwy – po „plecach” nikt już nie ma wątpliwości, że następne konkurencje odbylibyśmy jutro. Po kraulu chłopaki zaczynają przebąkiwać, że może się wycofać, a gość „obcy” słania się na nogach i babcia donosi mu jakieś napoje. Ja staję przy basenie i nadrabiam miną. Dogadaliśmy z organizatorami, że żabka – jeden basen – będzie zakończeniem zawodów. Tu wszyscy prawie równo. Finalnie zwycięża ”obcy”, który ze zmęczenia puszcza, no wiecie co… My zajmujemy trzy następne miejsca – nieskromnie powiem, że ja byłem drugi, czyli pierwszy z MKP – nie rozumiem jedynie dlaczego napisali mi senior, na statuetce wręczonej na końcu zlotu – może w Hiszpanii wcześniej się starzeją…
Spotkanie Prezydentów, krótkie rozmowy o wszystkim i nasz akcent – opowiadam krótko o przyczynach zmiany lokalizacji. Na koniec wszyscy Prezesi dostają po torbie od MKP z gadżetami – to fajny pomysł – znowu ukłon w stronę sponsora (napawa to nadzieją, że nasz zlot będzie równie niepowtarzalny). Po spotkaniu basen – tylko leżenie i zwiedzanie campingu w celu obejrzenia samochodów – wzięliśmy samochód Luki, latawce i krówki i ruszyliśmy do ludzi. Krówki znikały w szybkim tempie – do krówek ulotka o IMM 2006. Jagoda, Adam i ja rozdając krówki, a Dawid kierując, nie mieliśmy czasu na oglądanie samochodów – wszyscy chcą krówki – jeszcze pomyślą, że w Polsce to nasze narodowe danie… Powrót do naszego namiotu, po następną porcje do rozdawania i w camping. Największym zainteresowaniem cieszyły się jednak latawce, które w ekipie z Portugalii wzbudziły takie emocje, że wręczając zamiast gościowi, który był pierwszy, jakiejś babce, przestraszyliśmy się, że jej zabierze – uciekamy od nich i jedziemy dalej – kilka takich rundek, i padamy z nóg, przy okazji trochę przepaliło się bezpieczników w samochodzie, ale jeździ. Potem prysznic (tu był kłopot, było ich tak dużo, że trudno się zdecydować z którego skorzystać). Wieczór znowu zabawa i prezentacja Klubów – nasi koledzy nie dojechali z gadżetami dla organizatorów, więc trzeba było improwizować – flaga Polska + piłka z nałożoną czapeczką, którą zdjęliśmy Markowi z głowy…. I znowu do białego rana.
Niedziela – parada Mini po mieście – ruszamy jako prawie ostatni – super zorganizowane, prawie ciągle jedziemy, ludzie na ulicach podziwiają nasze Miniaki. Jest to dobry moment aby znowu zasłodzić naszych kolegów krówkami – jedziemy od końca, mijamy wszystkich po kolei i razem z Adamem częstujemy po kolei wszystkich biorących udział w paradzie, a również przechodniów oraz oczywiście podjeżdżamy do policjantów na rondach i ich również częstujemy – tylko jeden był na diecie i nie chciał. Dojeżdżamy i ustawiamy samochody wzdłuż wybrzeża – wygląda to imponująco – chcę dojechać do innych i okazuje się, że jestem w strefie, gdzie wystawione są samochody do wyborów w różnych kategoriach. Aby nie przestawiać swojego, którego oczywiście bardzo kocham, ale wystawić mógłbym jedynie w kategorii najbrudniejszy… wypisuję zgłoszenie – nie wygrałem…
Jest wreszcie szansa obejrzeć inne Miniaki… Po powrocie chwila relaksu i najważniejsza część wyjazdu – przekazanie klucza do organizacji IMM. Podczas wieczornego spotkania, na którym wielokrotnie MKP był na scenie – jako sierotka losująca Mini w loterii – Asia; ekipa pływaków, ekipa z naszego namiotu prezentującego MKP i IMM 2006 oraz cały MKP odbierający Klucz.
To była wspaniała chwila. Przez rok jesteśmy w posiadaniu klucza i przez rok musimy przygotować IMM. Mam nadzieję, że za rok będziemy równie szczęśliwi, a wyjeżdżający z Polski Miniakowcy z innych krajów będą mieli dużo wspaniałych wspomnień. Do tego potrzeba trochę zaangażowania i co najważniejsze wspólnego frontu. Jest to nasza impreza MKP, przy pomocy firmy. Myślę, że już czas zakończyć dziecinne zachowania i przytyki, bo jak się chce, to każdemu można coś zarzucić – nie o to chyba chodzi. Jak ktoś ma coś zjadliwego do kogoś niech stara się to załatwić w mniejszym gronie nie na Forum, bo prawdę powiedziawszy po lekturze niektórych maili, nawet z Hiszpanii, trochę nie chce mi się odwiedzać tego miejsca. Postarajmy się zachować uszczypliwości dla siebie, ja nie będę komentował rzeczy, które może mi się trochę nie podobają, ale wiem, że nie przyniesie to żadnego efektu – więc po co?
Myślę, że po powrocie z Hiszpanii Jacek, jako osoba najbardziej zorientowana w sprawach możliwości firmy oraz miejsca zaproponuje jakiś grafik na IMM 2006 – my powinniśmy od siebie to w jakiś sposób skomentować, dodać coś od siebie, może mając pewne znajomości załatwić w jakiś sposób uatrakcyjnienie zlotu. Złym podejściem jest, że firma podpisała z nami umowę i oni się tym zajmą – nawet jeżeli tak jest, to jest to nasza impreza i im będzie fajniej, tym będziemy bardziej mogli być dumni z efektu końcowego. Ja w tej chwili wyłączam się na kilka tygodni z życia MKP i IMM. Mam trochę spraw, którymi muszę się zająć. Myślę, że po wakacjach będę mógł się włączyć i pomóc – mam nadzieję, że po wejściu na Forum będę miło zaskoczony postępem prac i planowaniem – w tej chwili uważam, że powinni wszyscy pomyśleć nad opcją awaryjną na IMM 2006, czyli coś na deszcz. Każda propozycja, nawet najbardziej zwariowana jest dobra.
Ja po drodze trochę myślałem i może Ireneusz Krosny mógłby rozbawić wieczorem publiczność – może jest to w zasięgu naszych funduszy – w Hiszpanii był gość prowadzący imprezę i był to bardzo dobry pomysł.
Co do IMM 2005, bo o tym miałem pisać: po przekazaniu Klucza okazało się, że nie ma przewidzianej już imprezy tego dnia. Zapraszaliśmy więc naszych znajomych do naszego obozowiska. Zaczęli przychodzić z gratulacjami, piwem, gratulacjami, piwem, piwem. Co chwila miałem jakieś butelki w ręku. Atmosfera była super. Każdy dopytywał się o Polskę, a my próbowaliśmy uspokoić ich, że nie jest tak u nas strasznie i okradzionym można być wszędzie – to smutne, że mają o nas takie zdanie, ale jest szansa to naprawić. Gdy godzina 3.00 pojawiła się na moim ukochanym zegarku z Mini oczywiście, postanowiłem pójść spać – kilka godzin drzemki, a potem 30 godzi w drodze z jednym godzinnym postojem. Jechałem razem z Rogalem, gdy zasypiałem i ręka opadająca z kierownicy na nogę budziła mnie, wtedy się zamienialiśmy. Dojechaliśmy do Polski, przekroczyliśmy znowu prędkość (tym razem 118km/h), wzięliśmy kredytowy i do Warszawa. Szczęśliwi byliśmy, choć dopiero później, następnego dnia, okazało się jakiego mieliśmy fuksa. Po kilku kilometrach po Warszawie, hamulce, których starałem się nie nadużywać w podróży (po autostradach hamowanie co 350km w celu tankowania), a zaczęły coś słabo pracować jeszcze przed wyjazdem, odmówiły posłuszeństwa. Lewy tył poległ i w związku ze słabością ręcznego, poczekałem do 2.00 w nocy aby przejechać całą Warszawę do Michała i prosić go o pomoc. Okazało się, że potrzebowałem jedynie jednego hamowania na całym odcinku, resztę załatwiłem hamując silnikiem i obserwując światła po drodze. Na raj BGC nie mogłem pojechać Mini (przy okazji fotki na WWW.british-garage.waw.pl) .
To już wszystko – znikam na jakiś czas, pozdrawiam Was mocno i uważajcie na drodze – oczywiście na Miniaki, a potem na całą resztę.
Ole / @ugust
ODPOWIEDZ