Zamarznięta ropa???
: 27 sty 2010, 15:04
Jestem tu nowa, więc bez wstępnego linczu proszę...
Od miesiąca mam MIni One z 2004 roku diesel. Moje auto marzenie
W niedzielę zatankowałam pełen bak na stacji Orlenu, dodatkowo chłopak wlał mi trochę uszlachetniacza do diesla. W poniedziałek miałam do przejechania dystans 200 km. Po pierwszych 15 km (prułam wstępnie 100 km/h) poczułam delikatne szarpnięcie i nagle spadły obroty silnika, zapaliły się kontrolki (jedna ze świecami, druga z napisem EML). Stanęłam na chwilkę, bo lekko zanipokoiła mnie dana sytuacja. Bezproblemowo odpaliłam auto, jednak kontrolki nadal mi się świeciły. Postanowiłam jechać dalej. Po jakichś 30 km kontrolki zgasły. Wpadłam wtedy na genialny pomysł, że to pewnie kwestia zamarzniętej ropy (jeśli istnieje taka możliwość) i rozgrzanie auta wszystko ustabilizowało. Dalsza droga przebiegła już bez żadnych rewelacji.
Następnego dnia rano (-24 stopnie odnotowałam) odpaliłam auto i pojechałam sobie do pracy- po przejechaniu 1 km auto mi porpostu zgasło. Odpaliłam je bez problemu i po przejechaniu 50 m schemat się powtórzył... Zostawiłam je na poboczu, bo mimo bezproblemowego odpalania- auto pochodziło10-20 s, po czym dławiło się i gasło.
Dziś dopiero zostało sholowane do warsztatu i po odmarznięciu panowie majstrzy mają się nim zająć.
Dodam tylko, że wspaniały specyfik w butelce zwany uszlachetniaczem, po przeleżeniu całej mroźnej nocy zamienił się w galaretkę...
Co uważacie w danym temacie? Czy kiedykolwiek komukolwiek się coś takiego przytrafiło (powtarzam, że jestem kobietą)? Jak zabezpieczyć się na przyszłość przed takimi sytuacjami?
Od miesiąca mam MIni One z 2004 roku diesel. Moje auto marzenie
W niedzielę zatankowałam pełen bak na stacji Orlenu, dodatkowo chłopak wlał mi trochę uszlachetniacza do diesla. W poniedziałek miałam do przejechania dystans 200 km. Po pierwszych 15 km (prułam wstępnie 100 km/h) poczułam delikatne szarpnięcie i nagle spadły obroty silnika, zapaliły się kontrolki (jedna ze świecami, druga z napisem EML). Stanęłam na chwilkę, bo lekko zanipokoiła mnie dana sytuacja. Bezproblemowo odpaliłam auto, jednak kontrolki nadal mi się świeciły. Postanowiłam jechać dalej. Po jakichś 30 km kontrolki zgasły. Wpadłam wtedy na genialny pomysł, że to pewnie kwestia zamarzniętej ropy (jeśli istnieje taka możliwość) i rozgrzanie auta wszystko ustabilizowało. Dalsza droga przebiegła już bez żadnych rewelacji.
Następnego dnia rano (-24 stopnie odnotowałam) odpaliłam auto i pojechałam sobie do pracy- po przejechaniu 1 km auto mi porpostu zgasło. Odpaliłam je bez problemu i po przejechaniu 50 m schemat się powtórzył... Zostawiłam je na poboczu, bo mimo bezproblemowego odpalania- auto pochodziło10-20 s, po czym dławiło się i gasło.
Dziś dopiero zostało sholowane do warsztatu i po odmarznięciu panowie majstrzy mają się nim zająć.
Dodam tylko, że wspaniały specyfik w butelce zwany uszlachetniaczem, po przeleżeniu całej mroźnej nocy zamienił się w galaretkę...
Co uważacie w danym temacie? Czy kiedykolwiek komukolwiek się coś takiego przytrafiło (powtarzam, że jestem kobietą)? Jak zabezpieczyć się na przyszłość przed takimi sytuacjami?